Zbliża się weekend więc temat będzie lekki oraz przyjemy, a i dodatkowo na wspomnienia mi się zebrało (ale nie takie odległe, bo tylko kilkuletnie) w związku z tym postanowiłam napisać o czymś miłym (a właściwie kimś).
Wczoraj podczas obowiązkowych wieczornych rozmyślań – przypomniało mi się jak wyglądały zakupy z jedną z moich (studenckich) współlokatorek.
Lubiłam chodzić z A. na zakupy. Czasami umawiałyśmy się wcześniej, a czasami był to spontan, wsiadałyśmy do autobusu miejskiego, albo szłyśmy na piechotę. W drodze do sklepu rozmawiałyśmy (o wszystkim – miałyśmy ze sobą dobry kontakt), a potem szalałyśmy (i nie mam tu na myśli sklepów odzieżowych czy obuwniczych). Podobało mi się to, że A. nigdy się nie spieszyła, nie wprowadzała nerwowej atmosfery, nie poganiała. Nawet jak szybciej skończyła wrzucać do koszyka to, po co przyszła, to i tak czekała cierpliwie aż ja zrobię to samo. Była spokojna i opanowana. Tak też podchodziła do problemów. Potrafiła człowieka wyciszyć i pocieszyć. Jej słowa były przekonywujące. Wracając do zakupów, to chyba ona jedyna nie denerwowała się kiedy spędzałam dużo czasu przy moich ulubionych stoiskach (książki, zeszyty, kartki i inne akcesoria biurowe mogę przeglądać godzinami). A. zawsze wiedziała gdzie mnie szukać
Fajnie było.. Gdzie teraz znaleźć takich ludzi, którzy w tym całym pędzie, pośpiechu poświęcaliby swój czas dla czyichś przyjemności? Ja sama, przyznaję, że gdy miałam świadomość tego, iż danego dnia mam jeszcze coś do zrobienia (nauczenie się czegoś, posprzątanie, jakieś wyjście) - będąc z kimś na zakupach – spieszyłam się, brakowało tej chwili spokoju i wyłączenia myśli o tym, co będzie później..
A. nie dała się wciągnąć w „wir internetowych spraw”, w te wszystkie portale, fora, gry. Może dlatego miała poczucie dużej ilości czasu, a może po prostu chciała poświęcać drugiemu człowiekowi maksimum uwagi, sprawiać, by był szczęśliwy.