Opowiem Wam dziś o pechu, który jeszcze do niedawna towarzyszył mi zawsze wtedy, kiedy miałam akurat coś ważnego do zrobienia na komputerze. W sumie dziś to już śmiać mi się z tego chce, ale wtedy, gdy się to działo – to byłam załamana albo zła – w zależności od sytuacji.
Sytuacja 1
Chłopak – który na dodatek podobał mi się – poprosił o wydrukowanie ważnego dokumentu. Oczywiście, przychodź, nie ma problemu, wydrukuję Przyszedł, ku mojemu małemu zdziwieniu – plik nawet bez problemu otworzył się, nic się też nie poprzesuwało, kliknęłam więc zadowolona w „drukuj” i… wyświetlił się komunikat: „brak papieru”. Sprawdzałam, szukałam, jak na złość zapasu papieru nie miałam.
Sytuacja 2
Chciałam wydrukować schemat pracy maturalnej. Wszystko było już napisane, trzeba było tylko wydrukować i oddać nauczycielce do sprawdzenia. Schemat potrzebny był mi na już. I co się wydarzyło? Gdy już odetchnęłam widząc wychodzącą z drukarki pierwszą kartkę, mina mi zrzedła kiedy wzięłam ją do ręki. Drukarka zaczęła wariować i tekst zaczął drukować się „w paski”, po kilku próbach okazało się, że skończył się tusz. Oczywiście więcej niż było w środku – nie miałam.
Sytuacja 3
Chciałam sprawdzić całość napisanej pracy magisterskiej i dokonać już tylko lekkiej korekty (no wiecie – kropeczki, przecineczki itp.). Otworzyłam plik na innym komputerze niż zazwyczaj, bo akurat na swoim nie mogłam. I po tym co się wydarzyło, płakać mi się chciało – treść pracy po otworzeniu w innym programie (niż była zapisana) zmieniła się w jakieś chińskie znaki, ze 100 stron zrobiło się 600, a napisany przeze mnie tekst zniknął. Wyobrażacie to sobie? Byłam przerażona, na szczęście wszystko na bieżąco zapisywałam na pendrive. Nie zmienia to jednak faktu, że z tych drobnych poprawek zrobiło się dużo roboty. Musiałam od nowa robić wykresy i czytać całość pracy ze szczególną dokładnością. Ci, którzy pisali tego typu prace na pewno wiedzą jak to jest.. w końcowym etapie człowiek nie może już nawet na nią patrzeć, a co dopiero mówić o tworzeniu czegoś od początku, jeszcze raz.
Nie wspomnę już o sytuacjach, w których potrzebowałam szybko coś sprawdzić w Internecie, a akurat były jakieś zakłócenia i nie mogłam się z nim połączyć ;]
Teraz jestem już bardziej zapobiegliwa. Mam zapas papieru, tusz kupuję na bieżąco, obowiązkowo zapisuję ważne pliki w kilku miejscach i oczywiście nie zostawiam zrobienia ważnych rzeczy na ostatnią chwilę. Od jakiegoś czasu jest lepiej (nawet CV wydrukowałam bez niespodzianek ;)), teraz już nie będzie tak, że akurat coś się skończyło czy przez przypadek skasowało.
A Wy macie podobne przygody na swoim koncie? Drukarka, komputer czy jakieś inne urządzenie dało Wam kiedyś w kość?