Dziś znowu zebrało mi się na wspomnienia…
Wynajmując pokój nigdy do końca nie wiemy jaki okaże się nasz współlokator – jaki ma styl życia, jakie wyznaje zasady, jakimi kieruje się wartościami – po prostu jakim jest człowiekiem…
W czasie studiów mieszkałam z różnymi dziewczynami. I o jednej z nich chciałabym dziś napisać. Współlokatorka – około 30-letnia kobieta, pracująca, powiedziałabym, że samotna i chyba z problemami – jakimi, to już sami oceńcie…
Kiedy wracałam z uczelni do mieszkania ze swoją koleżanką (i jedną ze współlokatorek zarazem), od razu wkraczałyśmy do kuchni żeby zrobić coś do jedzenia. I tu pojawiał się problem związany z kobietą, o której wspominałam wyżej:
1) smażyłyśmy kotlety – współlokatorka przychodziła do kuchni i ostentacyjnie otwierała okno na oścież (nawet w środku zimy);
2) gotowałyśmy jajka – współlokatorka otwierała (uwaga! uwaga!) drzwi wejściowe do mieszkania. Gdy któryś z sąsiadów przechodził akurat klatką schodową mógł podziwiać wnętrze mieszkania. (Czy gotowane jajka wydzielają w ogóle jakiś zapach?);
3) smażyłyśmy kurczaka- współlokatorka przychodziła do kuchni i zabierała do swojego pokoju swoje suche przekąski, które leżały na stole – żeby „nie przeszły jej zapachem kurczaka”;
4) gotowałyśmy ziemniaki – współlokatorka automatycznie zamykała drzwi do kuchni i do swojego pokoju;
5) a raz nawet jak smażyłyśmy naleśniki – współlokatorka ubrała się i wyszła bez słowa z mieszkania.
Praktycznie od samego początku było tak, że w trakcie naszych przygotowań do obiadu – współlokatorka zaczynała wietrzenie mieszkania, wszystko jej śmierdziało (z czasem stwierdziłyśmy, że pobudzało i za bardzo działało na jej zmysły). I nawet, gdy po smażeniu czegokolwiek, otwierałyśmy okno w kuchni, wietrzyłyśmy mieszkanie, to i tak pierwszą czynnością, jaką ona wykonywała po przyjściu do domu, było otwarcie okna w miejscu przyrządzania posiłków. Ciągle dawała nam do zrozumienia, że nie powinnyśmy gotować. Ona sama jadła tylko warzywa, omlety i wafle ryżowe. Miała jakąś obsesję na punkcie zapachów albo jedzenia, a może jednego i drugiego. Sama nie jadła i chyba myślała, że my też nie będziemy. I przez to, że robiłyśmy swoje – stałyśmy się złymi współlokatorkami.
Jak już nie mieszkałyśmy razem, to zastanawiałam się co by było, gdyby trafiła na taką dziewczynę, jaką była moja kolejna współlokatorka, która uwielbiała gotować, ciągle eksperymentowała z potrawami, przetwarzała kilogramy jedzenia i ogólnie rzecz ujmując dużo czasu spędzała w kuchni, a co za tym idzie zawsze dzięki niej po kuchni unosiły się różne zapachy, które wędrowały po całym mieszkaniu ;]
Dziś myślę sobie, że główna bohaterka mojego wpisu mogła być chora (ortoreksja, anoreksja, bulimia), choć nigdy więcej objawów nie dostrzegłyśmy. Może gdyby nie było między nami takiego dystansu (jaki sama stworzyła) oraz różnicy wieku, może w innych okolicznościach udałoby nam się dojść do porozumienia. Sama nie wiem…