Opowiem Wam.. chciałoby się powiedzieć bajkę, ale bajka to niestety nie będzie, tylko historia z życia wzięta, krótka opowieść o ok 30-letnim mężczyźnie. Ten młodzieniec miał wiele okazji do tego, by ze mną porozmawiać, ale dopiero kilka dni temu się odważył. I wiecie co? Po 5 minutach słuchania go – miałam dość. Ręce mi opadły. Niby wiem, że takich ludzi jest mnóstwo, ale każdy przypadek poznany osobiście – wywołuje jeszcze większe emocje. No ale przejdę do rzeczy…
Mężczyzna zapoznawanie zaczął od przyznania się do tego, że ma zabrane prawo jazdy, że niestety akurat wtedy, kiedy jechał „po piwie” doszło do wypadku i źli ludzie zabrali dobremu chłopakowi prawko. Między wypaleniem jednego papierosa a zapaleniem przez pana kolejnego papierosa – dowiedziałam się, że to nie było jego pierwsze przewinienie, że jakiś czas temu miał już wypadek, bo za szybko jechał, tam gdzie ograniczenie było do 50 k/h, on jechał 150 – na drodze pełnej zakrętów. Powiedziałam mu więc, że pora zacząć jeździć przepisowo, na co odpowiedział z głupim uśmieszkiem: „a kto teraz jeździ przepisowo?”. Nie miałam ochoty na kontynuowanie tej rozmowy, ale też nie mogłam się ulotnić, a chłopak jak się okazało – dopiero się rozkręcał. Poinformował mnie jeszcze o tym, że czasami zdarza mu się wypić w pracy coś mocniejszego, że jak się udaje i nikt nie widzi, to nie wykonuje swoich obowiązków, że jak coś popsuje, to zwala winę na kogoś innego. Oczywiście całość jego wypowiedzi była doprawiona bluźnierstwami i słowami typu: „poszłem”, „ściągłem”. Na koniec powiadomił mnie, że swoją jedną wypłatę to on jest w stanie wydać na jednej/dwóch imprezach. Dumny z siebie oznajmił, że lubi ostro zaszaleć, po czym dodał: „a kto nie lubi?” Podczas tych 15-20 minut rozmowy wypalił kilka papierosów. A ja już miałam stworzony obraz jego osoby. Wiem, że nie powinno się tak szybko oceniać ludzi, ale wybaczcie… czasami wystarczy parę minut, by wyrobić sobie o kimś zdanie. Poza tym jak to napisała ostatnio w komentarzu jedna z blogerek – warto słuchać swojej intuicji. Jeśli nie mamy żadnych pozytywnych odczuć do danej osoby, nie możemy powiedzieć o niej niczego dobrego, to nie warto brnąć w taką znajomość.
I teraz podsumowanie. Wiecie co było w tym wszystkim najgorsze? to, że on mówił o tych wszystkich rzeczach tak, jakby to było coś dobrego, coś godnego naśladowania, coś, czym mógłby zaimponować dziewczynie. Szczycił się tym, był z siebie zadowolony. To, czego ja bym się wstydziła i wolałabym żeby nikt się nie dowiedział, on sam rozpowiadał (praktycznie obcym osobom). Nawet mówiąc o swoim złym zachowaniu (bo niewątpliwie to, co robi/ł jest/było niewłaściwe), nie poczuwał się do odpowiedzialności za nie. Jestem przerażona. Skąd się tacy ludzie biorą?